Punt Paprotek

wtorek, 21 lipca 2015 22:05 Piotr Zieliński
Drukuj

Panie, Panowie, poznajcie Paprotka...

(Disklajmer: to będzie dłuuuga opowieść!)

Tytułem wstępu:

Od zawsze chciałem mieć łódkę. Czasem mniej, czasem bardziej... Aż kilka lat temu portal pewien aukcyjny przeglądając, takie małe coś w oczy mi rzuciło. Wyglądało fajnie, cena atrakcyjna, w komplecie miało przyczepkę. Kilkadziesiąt kilometrów, nic strasznego, pojechałem, obejrzałem, no i kupiłem.

Tak, takie zakupy pod wpływem chwilowego impulsu (jaki śliczny! Muszę go mieć!) bywają zdradliwe. A może i nie? W każdym razie niewiele myśląc podpiąłem przyczepkę z moim nabytkiem i ruszyłem przed siebie. W zasadzie, pierwszy problem uświadomiłem sobie od razu - gdzie ja toto trzymać będę? Domu ani ogródka nie posiadam, rodzina posiadająca takowe jest ale czy przyjmą do siebie łódkę?

Po drodze wymyśliłem temu czemuś nazwę - Paprotek (tak po prostu, słowo mi wpadło na myśl i jakoś tak pasowało).

Nie było źle. Przyjęli. Paprotek stanął w ogrodzie w Piasecznie. Wyglądał fajnie, oczy cieszył. Okazało się natomiast, że będąca w "świetnym" stanie przyczepka drogę zniosła dużo gorzej niż jej ładunek - odpadło światło, z jednego koła zeszło powietrze, łożysko się roztelepało. Zatem marzenia o szybkim pojechaniu gdzieś nad wodę trzeba było odłożyć.

Zobaczcie zresztą Paprotka jak do mnie przyjechał - prawda, że uroczy? A jaki nietypowy!

I z innej perspektywy:

No i tak stanął sobie Paprotek w Piasecznie. Ja postanowiłem zrobić coś z przyczepą. Niestety, im bardziej kombinowałem, tym jaśniejsze było, że nic z niej nie będzie.

Stał zatem sobie, czas płynął, a ja regularnie go odwiedzałem. Pokład smarowałem olejem, wyczyściłem, opowiadałem mu, jak będzie fajnie gdy wreszcie uda się zabrać go nad wodę.

Nadeszła jesień a potem zima. Spędził te paskudne pory Paprotek pod zgrabnym namiocikiem jaki mu skombinowałem z płacht malarskich. Potem kolejne lato - znów odwiedziny, czyszczenie, smarowanie, opowiadanie... W międzyczasie znikła możliwość rejestracji przyczep SAM więc wiadomo już było, że reanimacja tej mojej absolutnie nie wchodzi w grę.

Kolejny rok, kolejne odwiedziny... Aż nastała znamienna jesień 2013. Jesień ciepła i sucha, ale w końcu trzeba było na kolejną zimę Paprotka zabezpieczyć. Postanowiłem to uczynić w pewną niedzielę listopada.

I właśnie tej niedzieli, na skutek zbiegu okoliczności w którym niepoślednią rolę odegrała pewna spróchniała drabina, możliwość zatroszczenia się o Paprotka znikła. Pogotowie, SOR, szpital, operacja, rehabilitacja... W międzyczasie Paprotek stał w rodzinnym ogrodzie pod letnią płachtą, którą szybko zwiało. Gdy wreszcie, po pół roku mogłem go odwiedzić wiosna była w pełni a łódka wyglądała żałośnie. W środku stała brudna woda, pełno jakiegoś smiecia.

Najgorsze jednak było to, że stępka się wzięła i zgniła. Wygląda to tak oto (zdjęcie z teraz, po zdarciu farby):

Ale chyba koleje losu się odwracają. Kumpel, który w okolicy dom stawia, zaoferował miejsce w garażu. Paprotek niedawno (lipiec 2015) przejechał na lawecie do nowego lokum, stoi pod porządnym wreszcie dachem. Ja z kolei skutki wypadku pokonawszy mogę zająć się bidulkiem na poważnie.

Paprotek w nowym domu:

Opowieści zatem na razie koniec, teraz garść szczegółów oraz pytań.

Konstrukcja, identyfikacja.

Paprotek, jak widać, jest puntem - płaski, tęponosy. Może ktoś mógłby go zidentyfikować? W ogólnych zarysach wygląda jak stare konstrukcje Plucińskiego (P-51) różni się jednak od nich wymiarami (jest trochę mniejszy - 3.25 na 1.25) i ma maszt w jarzmie na dwa bolce, z wantami i sztagiem, a nie wolnonośny w gnieździe. Konstrukcja sklejkowa na drewnianym szkielecie, płaty sklejki łączone ze szkieletem jakimiś nitami. Oblaminowany (topornie) grubą, szorstką i nierówną warstwą, wygląda to jak tynk na bloku z wielkiej płyty. W środku na dziobie i rufie wypełniony styropianem i jakąś pianką. Jeden miecz szybrowy (w komplecie dostałem trzy, różnej długości). Jeden żagiel. Widział kiedyś ktoś coś takiego?

Reanimacja.

Zdarłem trochę olejnej farby, którą ktoś kiedyś obficie pomalował w środku, i sklejka sprawia wrażenie będącej w dobrym stanie. Tak naprawdę, są dwie rzeczy które ja widzę jako do zrobienia: ta nieszczęsna wygnita stepka (a może to nadstępka? Nie wiem, co tam w środku siedzi). Drewno rozłazi się na odcinku ok. 20 - 30 cm. Co z tym można zrobić?

Druga sprawa to skeg - płetwa pod spodem, która wygląda jakby ją przybito gwoździami. Majta się i odłazi.

Planowałem zedrzeć laminat, którym Paprotek jest pokryty, by dostać się do sklejki od zewnątrz, ale nie wiem, czy to jest moimi siłami realizowalne - szfifierka oscylacyjna, która momentalnie zjadła wspomniana olejną, tej pancernej powłoki nawet nie nadgryzła. Jest w ogóle sens próbować?

Jak fachowcy zapatrywaliby się na remont łódeczki? Co waszym zdaniem należy uczynić, by (tak przecie milutkiego) Paprotka przywrócić wodzie?

Poprawiony: środa, 22 lipca 2015 08:11  
Joomla SEO powered by JoomSEF