Sztrandek 650 cz. 14

niedziela, 28 października 2012 18:53 Andrzej Chrząszcz
Drukuj

 

Balastowe boje!!
Witam serdecznie!
Tematem dzisiejszej rozprawy jest: "Jak wykonałem balast do mojego "pływadła"".
Na początek trochę rozważań natury ogólnej to znaczy "historyczno-społeczno- psychologiczno-socjologiczno-polityczno-naukowej" - inaczej mówiąc trochę się powymądrzam - a cooo... przecież  "pisać każdy może"  / tak jak i śpiewać / najwyżej Administrator wywali albo jakiś wirus "zeżre"/.
- acha! - jeszcze tylko przeprosiny dla tysięcy Wielbicieli mego talentu artystfotograficzno-pisarsko- szkutniczego /wiem że to neologizm - ale mój - długo zastanawiałem się co powinno być na pierwszym miejscu i wyszło, że przycisnąć wyzwalacz w aparacie naprawdę umiem, więc artystą fotografikiem mogę się, z czystym sumieniem nazwać,  / za tak długi okres pozostawania w niebycie / nie ma cię w internecie więc nie istniejesz/.  Proszę też Szanowne Wielbicielki o nie wysyłanie listów za pośrednictwem Poczty Polskiej ponieważ całą adresowaną do mnie korespondencję listonosz zaraz po wyściu z poczty wrzuca do pobliskiego strumienia / skupów makulatury teraz na lekarstwo/,  przez co może dojść do jakiegoś skandalu, gdyż w listach mogą być jakieś niedyskrecje czy inne niedwuznaczne propozycje, które  za pośrenictwem Wisły "rozłażą się po całym świecie. W każdym razie ja za to odpowiedzialności nie biorę!!! Jeśli już ktoś ma taką nieodpartą potrzebę wysłania do mnie prywatnego listu, to najlepiej wcisnąć go do butelki i taką butelkę wrzucić do pobliskiej kałuży lub innego bajorka -  a na taki list na pewno odpowiem!!!
Ciekawym problemem natury socjologicznej  / myślę że byłby to interesujący temat pracy doktorskiej - jak mi szajba odbije,  to po skończeniu roboty z łajbą się nim zajmę/   jest fakt znacznej różnicy odsłon wypoconych przeze mnie artykułów - zastanowienie budzi i wymagałaby ankietowego badania przyczyna, w wyniku której reportaż Nr 10 otwarto 1023 razy zaś  Nr 5 / mimo że napisany grubo wcześniej/ tylko 884 razy  / Wyłączeniu z badania powinien podlegać oczywiście artykuł Nr 1 - no bo jest Nr 1, chociaż właściwie to wcale nie jest numerem jeden - dosyć to skomplikowane i może potem wyjaśnię/.
Tak więc już teraz,   na tym forum zastrzegam sobie prawa autorskie do opracowania " Socjologiczno - psychohistoryczne przesłanki internetowych odsłon artykułu Nr 10 i wpływ zawartych w nim treści na edukację sexualną w Sri Lance".
Jeśli chodzi o problematyczny reportaż Nr  1;  który wcale nie jest numerem jeden to sprawa wygłąda następująco:
- po podjęciu, gdzieś w Styczniu b.r; zwariowanej decyzji "buduję jacht" / mogła być motolotnia, ale w marynarza /nomen omen/ wypadło na jacht,   po zapoznaniu się z sytuacją prawną / co będę mógł użytkować bez licencji/ zacząłem szukać planów - gdzie? - wiadomo w internecie.   Jedyne  w miarę kompletne, jakie udało mi się znaleźć to " Sztrandek" najpierw 750;  gdy jednak trafiłem na forum "SzkutnikAmator" wybór padł na "650" -  atutem na rzecz Sztrandka było ponadto nienaruszenie praw  autorskich konstruktora, pod warunkiem publikowania relacji z budowy na forum "SzkutnikaAmatora".   Dla mnie, zupełnego dyletanta w tamtym momencie, ignoranta ,    który jachty oglądał jedynie z daleka, w paradach na Motławie albo na obrazku, fotografii, gdzieś w oddali na jeziorze czy morzu, był to jedyny dostępny wybór. Liczyła się także deklarowana przez Administratora pomoc w budowie / konstruktywne porady, wyjaśnienia itp./    . Po rozgryzieniu strony - co, jak, i gdzie zarejestrowałem się na forum i w pierwszym artykule / tzw wstępniaku/ napisałem o sobie - wypadało się przedstawić napisać o motywacjach,    fachowym - raczej o braku fachowego przygotowania - przyznałem się do całkowitej nieznajomości tematu w całym zakresie, począwszy od żeglarstwa,  które mnie nigdy nie pociągało skończywszy na szkutnictwie, nawigacji czy innych tego typu sprawach.
Artykuł ten "wstępniak" nie został przez Administratora opublikowany, otrzymałem jednak uprzejmego mail'a,  zawierającego oprócz kurtuazyjnych wyrazów uznania i aprobaty, zapytanie o nazwę mojego jachtu. Pytanie to pozostawiłem bez odpowiedzi, uznając je za pewnego rodzaju delikatną kpinę   / tak nawiasem uważam, że gdy zaczyna się od nazwy to na nazwie się kończy/.
Przyjmując do wiadomości i w pewnym stopniu rozumiejąc motywacje Administratora  / dziadek, emeryt dorwał się do komputera, w starczym widzie wyobraził sobie że zbuduje jacht nie mając zupełnego pojęcia na co się porywa,  na pewno jutro o tym zapomni - nie ma co sobie zawracać głowy/,    nie poruszałem tematu artykułu wstępnego aż do reportażu Nr 13,  gdzie zwróciłem się do Administratora z pytaniem co stało się z moim artykułem wstępnym - niestety artykuł znikł, nie ma go w plikach archiwalnych .
Tak się składa, że raczej nie lubię czytać tego co napisałem więc nie przechowuję swoich rodzących się w cierpieniu i bólach dzieł w plikach archiwalnych mojego kompa, z niewątpliwą szkodą dla naszej rodzimej literatury.   Jestem ''pewien" ich bezspornej wartości atystycznej.
A tak prawdę mówiąc fakt nieistnienia pierwszego reportażu w plikach "Szkutnika Amatora" może mieć zupełnie prozaiczne wyjaśnienie - po prostu nigdy tam nie dotarł.
- był to pierwszy pisany przeze mnie tekst w edytorze "Szkutnika  Amatora"    mógł zostać w jakiś sposób skasowany zamiast wysłany i wszystkie te dywagacje na temat przyczyn nieopublikowania są wytworem chorej wyobraźni piszącego te słowa.
W każdym razie,  na wszelki wypadek, pozwolę sobie przeprosić Administratora niniejszgo forum za posądzenie o działanie na szkodę literatury polskiej, jeśli zaś chodzi przedstawienie się, motywacje budowy itp. to najprawdopodobnie będzie to opowieść w odcinkach - w każdym reportażu po trochę, żeby nie zanudzać i nie spowodować u ewentualnych czytelników jakiegoś psychicznego urazu.
Tutaj podam tylko że: Urodziłem się w połowie ubiegłego wieku z bagażem liczby trzynaście w życiorysie i swoje dotychczasowe życie uważam w każdym względzie za spełnione, szczęśliwe i atrakcyjne.
To by było na tyle,  w temacie "Wpływu życia seksualnego w Chinach na rozwój kolarstwa w Polsce"
"   Moje balastowe boje " - czyż nie ma w tym poezji".
Wszystkie teoretyczne rozważania na temat balastu zewnętrznego zawarłem w reportażu Nr 6 , teraz wypadało zabrać się do roboty;
Decyzja o  budowie i montażu balastu właśnie na tym etapie wynikła z następujących przesłanek.
Kadłub mam wylaminowany, pozostały do wykonania prace kosmetyczne typu szpachlowanie szlifowanie nierówności i lakierownie części podwodnej i prace te należałoby wykonać przed odwróceniem kadłuba.
Montaż płetwy baslastowej - belki o wadze 130 kg do stępki w pozycji stojącego jachtu mógłby być utrudniony, tym bardziej że sama budowa płetwy wymagałaby kilku a nawet kilkunastu przymiarek
- podwieszanie, podpieranie i w końcu montowanie tej płetwy / 130 kg - taka właśnie jest jej waga końcowa/ samodzielnie bez czyjejś pomocy było dla mnie niewyobrażalne.
Zamontowanie balastu właśnie wmomencie kiedy do stępki mam nieskrępowany dostęp i okolice  w miejscu montażu są jeszcze niewykończone /szlif, lakierowanie/ było, moim zdaniem najbardziej rozsądnym wyjściem.
Żeby tę płetwę zamontować trzeba było ją mieć, żeby ją mieć trzeba było ją zrobić a konkretnie wyspawać, wypełnić stalowym śrutem, zalać żywicą i zamknąć odpowiednią pokrywą.
Kolejny raz musiała zadziałać zasada - "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma"  - blachę nierdzewną mam / pokazałem w poprzednim reportażu/ pozostałe potrzebne do wykonania i montażu nierdzewne materiały / gwintowany fi 12 mm pręt na śruby, rurkę fi 20 - prowadnica osi miecza, rurkę na prowadnice śrub mocujących/ mam.   Problemem było wyspawanie blach przy pomocy posiadanych aparatów spawalniczych - to jest nie było wyboru, musiałem to zrobić spawarką transformatorową  "Bester - 225".
Wiem - najlepiej i byłoby to wyspawane "tigiem" na pewno lepiej "migomatem" ale:
tiga nie mam , do migomatu mam ale nie mam drutu nierdzewnego, natomiast posiadam elektrody nierdzewne fi 1,25 mm  / pozostałość po poprzednich robotach/ których powinno starczyć i wym wyżej spawarkę "Bester".
Największym problemem przy spawaniu blach jest ich temperaturowa odszkształcalność, w warunkach przymysłowej produkcji są różne sposoby na likwidację tej przypadłości, jednak przy jednostkowym wyrobie wykonywanym w polowych warunkach / stół w ogrodzie, słoneczko i swieże powietrze/ odszktalceń nie da się uniknąć - można je jedynie / w subiektywnej ocenie/ zminimalizować stosując, mały prąd, krótkie spawy w odpowiednim kierunku i pozwalając spawanym płatom wyziębnąć, a przynamniej ochłodzić się.
Spawałem kiedyś osłonę  ze zwykłej 2mm blachy o rozmiarach 60 na 80 cm - piękny ciągły spaw - ale efekt taki, że aby w końcu otrzymać jednorodną płaszczyznę,  musiałem ją porozcinać, powyszlifowywać powstałe w wyniku rozszerania nadmiary i jeszcze raz pospawać krótkimi spawami z przerwami.
W każdym razie jeśli chodzi o moją płetwę balastową,  wyszło  nienajgorzej /tam gdzie się dało blachę giąłęm aby uniknąć nagrzewania/ .
W międzyczasie dotarł do mnie zakupiony wcześniej śrut balastowy w ilości 200 kg. który okazał się, strasznie zanieczyszczonym olejem grafitowym,  stalowym odpadem z produkcji gwoździ. Gdyby nie to zanieczyszczenie mółbym go od razu wykorzystać ponieważ jednak  miał on zostać zalany żywicą wewnątrz płetwy, musiał być zatem z tego  tłuszczu oczyszczony. Zaskoczeniem dla mnie było że plukanie tego w acetonie technicznym nic nie dawało / przelewał się przez to tak samo czysty jak w pojemniku/  brała to jedynie benzyna, której, na wymycie  102 kg / tyle zmieściło się do płetwy/ zużyłem 15 l  /E-95/.
Po iluś tam przymiarkach, zamocowałem płetwę na stępce, przykręciłem pięcioma śrubami wewnętrznymi,  zasypałem oczyszczonym i wysuszonym śrutem, zalałem żywicą,  przykryłem wykonaną uprzednio z nierdzewki pokrywą denną, brzegi zewnętrzne płetwy, wycięte z 15 mm nadmiarem, dogiąłęm do środka i dobiłem do pokrywy przykręciłem całość do stępki 4 długimi wykonanymi przez siebie szpilkami.
Balast zewnętrzny jest na miejscu - w planie mam go wylaminować, co jest raczej tylko kosmetyką.
Waga otrzymanego w ten sposób balastu to 102 kg śrutu wypełniającego,  4 kg  żywicy stanowiącej spoiwo i 26, 7 kg obudowa ze śrubami, razem więc 132, 7 kg.
Gwoli jasności, dodam jeszcze, że płetwa balastowa posiada szczelinę  szer. 12 mm, w której poruszć się będzie wykonany z blachy 8 mm miecz,  wspawana jest grubościenna rurka średnicy wewnętrznej 18 mm na oś miecza oraz posiada wspawane dwa ograniczniki, które stabilizować będą miecz w pozycji opuszczonej.
Teraz fotki:

Powiększ

Spawanie ścian bocznych płetwy do dna, widoczna wyspawana blacha stanowiąca szczelinę miecza:

 

Powiększ

Płetwa w trakcie spawania - widoczna rurka stanowiąca prowadnicę długiej mocującej szpilki, widoczna nieobrobiona rurka będąca prowadnicą osi miecza, szczelina mieczowa oraz otwory pod wewnętrzne szpilki mocujące.

 

Powiększ

Właściwie gotowa płetwa, te przgrzne miejsca to wspawane w środek wsporniki stabilizujące obudowę szczeliny mieczowej wewnątrz płetwy. na wierzchu u góry pokrywa którą przykryty zostanie zestalony żywicą  śrut stalowy.

 

Powiększ

Formowanie płetwy.

 

Powiększ

Wykonane z gwintowanego, nierdzewnego pręta wewnętrzne mocujące balast do stępki szpilki krótkie jest ichw sumie 5 szt i po wkręceniu zostaną zasypane śrutem i zalane żywicą.

 

Powiększ

Płetwa na kadłubie - jedna z "tysięcy' przymiarek.

 

Powiększ

I jeszcze jedna przymiarka - do poprawki.

 

Powiększ

Jeszcze w trakcie spawania - widoczne narzędzie sprawcze.

 

 

 

Powiększ

Śrut balastowy na palecie w workach - 8 worków w każdym 25 kg / około 3 litrów/.

 

Powiększ

Śrut przed płukaniem - właściwie jest to sklejona bryła.

 

Powiększ

Automatyczna płuczka / trzy wiaderka z coraz czyściejszą benzyną/ - wynalazek oczywiście opatentowany.

 

Powiększ

Balast na stępce - jedna z ostatnich przymiarek, prawie gotowe.

 

Powiększ

Balast na stępce, wewnętrzne szpilki mocujące dokręcone - zasypywanie czystym, wysuszonym śrutem.

 

Powiększ

Gotowa zamocowana płetwa balastowa ppozostała kosmetyka i kadłub na nogi.

Z tymi nogami jest jednak problem;

- nie żebym miał jakiś problem z samą operacją postawienia na stępce, problem tkwi w tym na czym go postawić.

do wyboru jest:

- stare opony jakieś stare kołdry, materace;

- zmontowany z drewna stacjonarny stojak;

-  wykonany specjalnie dla mojego jachtu wózek slipowy;

-  wykonanana specjalnie przyczepa na której będzie mógł być przewożony za samochodem.

Decyzja została podjęta i kości rzucone /rzekł mąż spychając ze schodów chudą żonę/ - buduję przyczepę - mam już podwozie.

Rozważaniom i postępowi w budowie tego środka transportu będzie poświęcony następny reportaż, gdyż nie sądzę aby spachlowanie i szlifowanie kadłuba było zbyt interesującym  tematem, tym bardziej że tych żmudnych prac naprawdę nie lubię - ale któż to wie.

Serdecznie przepraszam Tych wszystkich którzy treścią tego reportażu poczują się urażeni, naprawdę nie było moją intencją kogokolwiek obrazić, przepraszam za ewentualne błędy i literówki / nielubię sczytywać swoich tekstów/ .

Na wszystkie pytania z chęcią odpowiem, wątpliwości postaram się wyjaśnić.

Pozdrawiam!

Andrzej Chrząszcz.

 

 

 

 

Poprawiony: poniedziałek, 29 października 2012 11:32  
Joomla SEO powered by JoomSEF