S650 MS KADŁUB ODWRÓCONY

wtorek, 10 października 2017 03:44 Łukasz
Drukuj

 

SZPACHLOWANIE - SZLIFOWANIE - PODKŁAD

 

Latem zacząłem kolejny etap - szpachlowanie.

Polewa lukrowa :)  powstała z epidianu 6011+PAC z mikrobalonami była dość ciekła do tego było gorąco,

więc stalową bardzo szeroką szpachlą ostrożnie ją rozgarniałem po kadłubie.

Cała brudna operacja została powtórzona po szlifowaniu jeszcze raz.

 

Kolejne szlifowanie

Szlifierka oscylacyjna padła tutaj po raz pierwszy.

 

To jeszcze nie pora aby świętować ale upał i taki rodzaj roboty że......... nie da się inaczej.

 

 

Czas ucieka niedługo jesień i pod chmurką robi się niebezpiecznie więc nastąpił demontaż wreszcie niepotrzebnej

"wiaty z plandeki".

Mogłem już to zrobić bo poszła pierwsza warstwa Epinox Bosman 77 i kadłub stał się odporny na deszcz.

Podkład długo nie pozostał piękny bo zaczął kredować i matowieć co było naturalnym zjawiskiem.

Szlifowanie tej farby szybko załatwiło drugą szlifierkę bo chyba zawiera to krzemionkę koloidalną ( tak przypuszczam ).

Po szlifowaniu tylko dna dałem jeszcze drugą warstwę epinoxu

i zaniechałem dalszego malowania bo na to jeszcze będzie czas przed zakończeniem budowy.

Będzie też można poszpachlować i wyprowadzić burty do ideału pod poliuretan.

 

 

ODWRACANIE KADŁUBA

 

Z odwracaniem kadłuba bujałem się długo nie mogąc się zebrać, a to miał być dźwig a to inne pomysły...

Nic klarownego nie miałem więc nie mogłem przejść do działania.

Wojtek narysował plany obrotnicy co dało mi wreszcie nadzieję na wykonalność zadania i zasugerował abym nie dopieszczał

dna bo mnie pogoda zaskoczy i miał rację. Zostało tylko kilka słonecznych dni.

Zbliżające się załamanie pogody nastraszyło mnie i aby nie przeżywać tego co rok temu kupiłem trochę desek.

Z pilarką i wkrętarką ruszyłem do roboty nad obrotnicą którą sobie uprościłem bo zamiast wielokątnych pierścieni zrobiłem

proste kwadraty. Jak się potem okazało ciężej było to obracać ale nie miałem już czasu na staranniejsze konstrukcje.

 

Kadłub został spięty pasami pod heling tak aż na krawędziach ściśle burty doszły do bukszteli.

Pod heling wsunąłem belki powstałe ze skręcenia dwóch desek i połączyłem z nim śrubami, to samo każda belka do równoległego buksztela, dwie łaty i połączenie z nim.

 

Produkowałem podkładki amortyzujące z krótkich deseczek i jedna po drugiej były ręcznie dociskane do kadłuba.

Mocowałem je ściskiem do belek i wierciłem kanał na wkręt po czym wkrętarką łapałem na stałe.

 

Klatka do obracania powstała w 3 dni pracy i zawierała już w sobie wózek z gotowymi otworami na koła tylko go potem odpiłować od reszty.

 

 

Po rozmowach z Wojtkiem powoli wyklarowało mi się wyobrażenie co będzie potrzebne do przeprowadzenia akcji.

Wyszło na to że jedna wyciągarka będzie holowała do przewrotki a korbowa z zapadką będzie na najwolniejszym biegu asekurować opadanie. Całośćkonstrukcji z kadłubem, helingiem i buksztelami w środku zwiększyła swoją wagę dość poważnie.

 

Użyłem to co akurat miełm pod ręką.

Z dwóch profili pospawałem na szybko taką dwururkę i w wywiercone otwory  wspawałem pręty gwintowane.

Dodatkowo mocno wtopiłem je od spodu i powstało łoże do wyciągarki z możliwością przewlekania pętli z łańcucha zamykanej śrubą.

 

 

Równolegle kończyłem klatkę.

 

Przymiarka kółek każde wytrzymałość 500 kg - powinny wystarczyć.

Kiedyś ramę z łożem zrobię ze stali.

 

 

 

Podczas samej procedury obracania bardzo pomógł mi Wojtek. Ogromne DZIĘKI !!!

Sam pewnie bym coś spartaczył albo opadł z wiary że da się tego w ogóle dokonać.

Początki były bardzo trudne choć potem poszło szybko.

Skrzynia zaczęła orać glebę i nie chciała rozpocząć obrotu.

Kotwy ze stalowych prętów 16  długie na metr wbijałem młotem grupami po 5 sztuk.

W glebie rozmiękłej po deszczach i do tego gliniastej wychodziły, kładły się i nic i nic....

Wzięliśmy belki drewniane takie dachowe i używając tego jako dwóch dźwigni powoli podnieśliśmy krawędż helingu.

Zacząłem podkładać płyty betonowe które kolejno uwalniały się spod spodu i co tylko mieliśmy grubszego pod ręką wpychaliśmy aby jak najwyżej unieść do przechyłu.

Po wbiciu pręta w miejscu ślizgania po glebie udało się zatrzymać pudło przed dalszym spacerem :)

Miejsca już było mało bo musieliśmy się wyrobić przed rosnącym blisko drzewem.

Udało się wreszcie pokonać kąt niezbędny dla efektywnego zdestabilizowania.

 

 

Ta wyciągarka służąca do asekuracji całe szczęście miała miejsce na lepszej glebie trzymającej dobrze kotwy.

(Bardzo ciężko je potem było wyciągnąć przy pomocy ośki z łańcuchem)

 

Wyciągarka ciągnąca znalazła coś lepszego od prętów w glinie na punkt zaczepienia.

 

 

Problemy jakie dały o sobie znać to sprężystość lin syntetycznych którą aby pokonać trzeba było tracić ileś nawinięć stalówki.

Wyciągarka ciągnąca miała 3m zakresu a asekurująca 10m linki.

Co jakiś czas konieczne było ponowne odwijanie liny aby odnowić jej zakres roboczy.

 

 

Ujawnił się podhelingowy śmietnik - teren będzie wymagał rekultywacji że hej:)

 

Trudny i niebezpieczny moment - oczywiście te deski były zablokowane płytami betonowymi a nie tylko oparte o ziemie.

Trzeba było odwinąć ponownie linke ciągnącą,

zwinąć asekuracyjną i obniżyć jej punkt mocowania do skrzyni,

ponownie zaczepić ciągnącą i działać dalej.

 

Od tej chwili będzie już dużo łatwiej ale najgorsze przed nami.

Teraz pora na montaż kółek.

Podczas dalszego opuszczania był moment który wyglądał nie fajnie bo całość na krótko 10-30 cm zdawała się runąć.

(uff wyciągarka puściła lekko na nawiniętej lince która źle się ułożyła na bębnie )

 

Grząska gleba i podłożona belka trochę pomogły aby nie obłamać kół.

 

 

Kadłub stoi !!! - ten moment nie docierał do mnie bo byłem niesamowicie podekscytowany i krytycznie zmęczony.

- jak w transie, nawet czas wydawał się stać w miejscu.

Tak od razu mnie to wydarzenie nie ucieszyło bo zdaję sobie sprawę ile jeszcze będzie roboty.

Jak się dopiero później okaże zacznę powoli doceniać zakończenie tego mocno przydługiego etapu budowy.

 

 

Kółka natychmiast grzęzły więc podnośnik samochodowy i podkładki z desek.

Przed wieczorem zdążyłem już tylko nakryć kadłub.

Z plandeki przypadkowo wyszedł mi niepokojący strach :)

Unosząca się nocą i osiadająca na wszystkim, mglista wilgoć jest tu tak intensywna jak nad dużymi jeziorami

lub jakimiś bagnami więc do rana to bym miał w kadłubie nieźle mokro.

 

Ostatnie pogodne dni spędziłem na: wypatroszeniu środka z helingu,

zaznaczeniu markerem punktów KLW od każdego buksztela,

demontażu klatki,odcięciu wózka

i założeniu rozpórek trzymających fason burt.

Kupiłem w budowlanym 20m rury PE 32mm i przy pomocy trytek połapałem każdy łuk do rozpórek.

Powiązałem to linkami i powstał szkielet namiotu.

 

Znów wyciągarka do roboty bo czas przetoczyć wagon na nowe miejsce postoju.

Na 6 etepów udało się wyciągnąć z miękkiej gleby na twardy grunt.

 

Ostatniego słonecznego dnia odkurzaczem wyssałem cały pył i syf jaki zalegał na surowym drewnie od dwóch lat.

5% roztworem podchlorynu sodowego spryskałem podejrzane powierzchnie pokryte grzybem/sinizną.

Nie było tragedii jedynie na krawędziach burt jak był do góry nogami musiała podciekać wilgoć.

Po dezynfekcji drewno pięknie wybielało - wiosną przejadę tym całość po zdarciu do gołego drewna.

 

Po przykryciu i osznurowaniu plandekami mogłem doprowadzić prąd, światło i ogrzewanie :)

Nadeszło ohydne załamanie pogody a ja gwiżdząc na deszcz i siedząc, czasem leżąc w ciepełku pomalowałem cały kadłub warstwą wodnego lakieru akrylowo uretanowego Hydrolak. Specjalnie on nie śmierdzi, tak lekko zalatuje jakby śmieciami hehe.

 

DZIĘKI ADAM za wszelkie rady !!!

 

Lakier stanowi tylko ochronę na zimę. Będzie wiosną zdarty i dopiero ponownie zaaplikowany na ładne zeszlifowane drewienko w mam nadzieje nakrytym już kadłubie.

 

Podrawiam Wszystkich Budowniczych

Poprawiony: wtorek, 10 października 2017 23:08  
Joomla SEO powered by JoomSEF