Oto historia „kreatywnej rekonstrukcji” sześcio-metrowego jachtu żaglowego.
Zdecydowałem się ją opublikować bo jestem pełen podziwu wobec wiedzy i doświadczenia użytkowników serwisu „szkutnikamator” i bez ogródek powiem że liczę na waszą radę, pomoc i sugestie.
Jak to się zaczęło?
Wypatrując nowego sezonu żeglarskiego 2011, poszukiwałem jachtu otwarto-pokładowego, na którym za kilka lat (po rekonstrukcji) mógłbym pływać z moim nowo narodzonym synem.
Dodatkowym celem było żeby łódka miała charakter i odróżniała się od tego co można znaleźć na Polskich jeziorach (tak już mam stąd określenie „kreatywna rekonstrukcja”).
I tak właśnie trafiłem na ten jacht
Właściciel kupił go w Holderskim komisie samochodowym za 500 Euro i chciał zrobić z niej retro łódkę, ale ze względu na fakt, że nie umiał żeglować i nie miał żadnego doświadczenia, jacht przestał na podwórku przez ponad rok do czasu kiedy zdecydował się go sprzedać.
Decydując się na zakup właściciel nie były mi w stanie powiedzieć nawet co to za łódka, jakie ma ożaglowanie z czego jest zrobiona oraz jaki ma stan żagli – po prostu nic, ale wiedziałem że kryje się w niej coś wyjątkowego i po krótkim przeszukiwaniu Internetu udało mi się namierzyć cóż to jest i nawet znaleźć rysunki techniczne.
Dzięki uprzejmości dotychczasowego właściciela już 19 lutego 2011 (o 4:30 w nocy) łódka stanęła na mojej ziemi. W trakcie natychmiastowych oględzin wszystko się potwierdziło. Jacht to - BM Jolly, kilowa holenderska klasa 16m2 o ożaglowaniu gaflowym, skorupa z laminatu, pokład z oblaminowanej sklejki.
Nie mogąc się oprzeć ciekawości, jeszcze tej samej nocy wyciągnęliśmy z kokpitu wszystkie skarby (których było naprawdę dużo) oraz przede wszystkim mokre żagle.
Rozkładając przemoczone i zmrożone żagle odkryliśmy że oprócz niecodziennego koloru oznaczone są wielkim logiem "tańczącego świętego" i się sprawdziło że to wyjątkowy Jacht.
Ze względu na wszechogarniający mróz nie udało nam się wybrać wody z kokpitu i operacja ta musiała poczekać na początek marca.
Marzec
Na początku marca udało mi się wypakować wszystkie pozostałe elementy znajdujące się w kokpicie i wybrać ok. 450 litrów zalegającej wody. Rozebrałem zabudowę kokpitu i ukazało się mocowanie kila
Przy generalnych oględzinach okazało się że pracy będzie dużo więcej niż się spodziewałem – cały pokład (polaminowana sklejka) odlazł i nadaje się tylko do wymiany.
Dodatkowo trzeba będzie naprawić lub całkowicie wymienić kil który jest popękany.
Co dalej?
1. Przy najbliższej okazji zamierzam spróbować postawić maszt sprawdzić co jest, a czego brakuje.
2. Potem będę chciał ją zwodować żeby zobaczyć co jeszcze może wymagać zrobienia, co przecieka i co gdzie poumieszczać.
Pomysł na rekonstrukcję.
1. Będę chciał bardziej zabudować kokpit tak by łódka nabrała charakteru regatowego a nie turystycznego
2. Dodatkowo myślę o zamocowaniu bukszprytu wraz z przednim sztakslem tak by można było na nim zamocować trzeci żagiel (zawsze marzyłem o Kliwrze :))
Jak tylko czas pozwoli będę starał się na bieżąco publikować kolejne kroki i odpowiadał na wasze komentarze.
Pozdrawiamy
TRYTON Team