Pewnego grudniowego poranka zadzwonilem do znajomego spytac sie co porabia. Mialem tego dnia zaczac malowac sciany w przedpokoju. Po krotkiej rozmowie telefonicznej powiedzial ze wpadnie do mnie ,kiedy juz pojawil sie u mnie w domu z blizej nie okreslonych przyczyn (zaden z nas nie zaglebial sie nigdy w temacie Zeglowania) napatoczyl sie temat ogloszenia na stronie dotyczacej pewnej lodzi do remontu.Decyzja jedziemy zobaczyc.
Tego samego dnia o 14 bylismy na miejscu.Stan byl troszke przerazajacy ,duzo gorszy optycznie niz na zdjeciach.Spedzilismy kolo godziny chodzac dookola i obstukiwalismy dykte na sluch.Kiedy Robert (sprzedawca) opowiadal co i jak my patrzylismy raz za razem to na siebie to na lodeczke i mielismy na twarzach grymas trudny do okreslenia.Ciezka droga przed nami.Ale linia tej lodeczki nas uwiodla.Ostateczne pytanie o cene i chwila prawdy.
Cale popoludnie cos nie dawalo mi spokojnie usiedziec, przyczepka jest ale nie wiadomo w jakim stanie, potrzebne swiatla ,przedluzacz do tych wlasnie bo lodeczka dluga.Ze dwa pasy do zabezpieczenia i jakies blogoslawienstwo na droge.
Od rana pogoda jak w Szkocji ,dmucha piekielnie i most na druga strone zatoki otwarty tylko dla pojazdow do 3,5 t. bez wyjatku.Dolozone 15/20 mil do trasy ,trzeba dojechac do nastepnego mostu. Wstalem wiec szybko wskoczylem do auta i pognalem po zaopatrzenie.Zeby nie przedluzac w sumie efekty koncowe sa przedstawione na zdjeciu. Jedziemy do domu.
następna »Pierwsza inspekcja. |
---|