Kabinowy katamaran motorowy-część 5 -dziewiczy rejs

czwartek, 10 września 2015 15:29 Grzegorz Bartczak
Drukuj

Witam po dłuższej przerwie.

Budowa łódki posuwała się dość szybko – do maja miałem zrobione dwa kadłuby. W maju i czerwcu musiałem zwolnić. W zasadzie nic szczególnego w tym czasie nie zrobiłem.  Dopiero w lipcu mogłem całkowicie poświęcić się budowie katamaranu. Czas gonił – 10 sierpnia byliśmy umówieni na wspólny rejs  ze znajomymi rzeką Bug. Niestety zdjęć podczas budowy nie robiłem, nie miałem do tego „głowy”. Okien i wielu innych rzeczy nie zdążyłem zrobić.

Zdjęcie z okresu szycia namiotu. Budowę przeniosłem do większego garażu, który jest na tyle wysoki, że mogłem rozłożyć całkowicie katamaran, łącznie z zadaszeniem. Do łączenia kadłubów zastosowałem aluminiowe anodowane belki odzyskane ze złomu z jakiegoś systemu budowlanego. Wyglądają na mocne. Po mojej prawej stronie sztorc klapy – dwie pełne, dwie z moskitierą. Namiot szyła moja żona i teściowa z moją pomocą i nie tylko. Szycie takiej wielkiej płachty na zwykłej maszynie to duże wyzwanie. Od tego momentu zobowiązałem się nie opowiadać kawałów o teściowych.

Namiot ma wymiary 2,5m x 2,7m, w przedniej i tylnej części wszyta moskitiera na bokach po dwa okna ze specjalnej folii. Konstrukcja dachu jest prosta i szybka w montażu – do skręcenia są tylko cztery śruby na motylki, reszta wiązana.

Na dwa dni przed planowanym wyjazdem RZGW w Warszawie wydał komunikat o zamknięciu odcinka ujściowego Bugu do Zalewu Zegrzyńskiego. Bez komentarza. Cały rok przygotowań szlak trafił. W końcu zdecydowaliśmy, że  zaczniemy w Giżycku na Niegocinie. Zaplanowaliśmy trasę na dwa tygodnie: Giżycko – Mikołajki – Pisz – Rzeka Pisa – Narew – Zalew Zegrzyński – Kanał Żerański – Wisła – Zalew Włocławski.

Przyczepę przerabiałem w ostatnim tygodniu. Z  założenia rozsuwana do montażu katamaranu przed wodowaniem. W sumie to rozkładanie trzeba jeszcze dopracować. Rolki z węża zbrojonego fi  55, w środku rura 34mm i oś 16mm, na bokach gumowe krążki . Tylnia rolka wahliwa podwójna.

Pokład składany jest  z trzech części i oparcia. Pierwsza część największa -  od przedniej belki z „zagięciem”. Na niej leży oparcie-atrapa środkowej belki. Druga część od tylnej belki z „zagięciem”. Trzecia to podłoga kokpitu. Całość  widać na zdjęciu.

Silnik 5km dwusuw  nieekologiczny, ale za to niezawodny  (jak to się zmienia…  w latach 80-tych był ekologiczny), dawał radę. Robiliśmy próbę szybkości, wyszło max 12 do 14 km/h. Tak skakała prędkość w smartfonowym GPS-ie.  Pięciometrowa łódka znajomego o wiele lżejsza  z 5km silnikiem była wyraźnie wolniejsza.

Po zanurzeniu mogłem oszacować wagę łódki. Z pełnym turystycznym wyposażeniem bez załogi łódka stanęła na około 750kg, więc pusta powinna ważyć  mniej więcej 550kg. Mniej nie będzie. Sam silnik i zapas paliwa to 50kg.

W Ekomarinie w Giżycku cumowaliśmy przy „śródlądowym maleństwie”. Staliśmy przy kei pełnej błyszczących żelkotem i wypolerowaną nierdzewką jachtów…, ale to na Nas zwracano uwagę, pytając o szczegóły.  Kto by pomyślał, że „kopciuszek” z zaciekami z żywicy potrafi bardziej zainteresować.

Mikołajki, czas na uzupełnienie zapasu paliwa, piwa... Obiad, trochę odpoczynku i odpływamy. Nocujemy na Wyspie Czarci Ostrów na Śniardwach.

Za mną widać Wyspę Czarci Ostrów. Steruję silnikiem z kokpitu dorobionym dłuższym rumplem. Jest na tyle długi, że mogę swobodnie siedzieć na kabinie i mieć dobry widok przed łódką. To miejsce doskonale sprawdzało się do sterowania na rzekach.

Cumujemy w parku miejskim w Piszu w cieniu drzew. Upał daje o sobie znać, dach nad naszymi głowami jest dla nas zbawienny.

Klimatyczny Rynek w Piszu.

Nocleg na Pisie na zakolu, na którym ściąłem pierwszy kołek w śrubie. Jak się później okazało największym zagrożeniem na Pisie, tak jak na pozostałej naszej trasie, są rozmyte dawne umocnienia regulujące rzekę. Na Pisie – małej rzece, jest to najbardziej zauważalne. Kamienie, które były kiedyś umocnieniem brzegu, obecnie pojawiają się po środku rzeki. Od pierwszego do ostatniego dnia rejsu płyniemy wspólnie ze znajomymi. Niewielka  5-metrowa Dora przepłynęła już całą Wisłę, Wielką Pętlę Wielkopolski  z wypadem do Bydgoszczy, jeziora i kanały Augustowskie-Biebrzę- Narew - Pisę–Mazury, Jeziorak-Kanał Elbląski- Gdańsk, Odrę wraz z krótkim wypadem do zachodnich sąsiadów przez śluzę Niederfinow.

 

Trapik z mojej wcześniejszej łódki też zdawał egzamin.

Schron bojowy w Nowogrodzie. To już Narew… Po ostatnich kamienistych kilometrach Pisy szeroka Narew wydawała się być „autostradą”…. Pomyliliśmy się … było jeszcze gorzej. Kamienne przełomy, których nie sposób ominąć, towarzyszyły nam prawie do Pułtuska. Jedyne, co można było zrobić to wybrać najmniej „bulgoczące” miejsce, wyłączyć bieg w silniku i zdać się na ślepy los.  Zanurzenie max 25cm pozwalało nam w większości przepływać nad kamieniami, ale kilka „przeczesało” nasze dno, ucierpiała też śruba…

Stado „antylop gnu” przeprawiających się przez Narew…

Miejscówka na Narwi.

Miejsce to  wpisało się w historię naszych wodnych podróży. Dialog między kapitanem a załogantem jest powtarzany przy każdej imprezie rodzinnej… W roli kapitana tata, w roli załoganta syn Jakub. Dopływamy do brzegu… , jesteśmy pół metra od brzegu, Kuba z cumą w ręku przygotowany do zeskoku z łódki…

Kapitan: Kuba skacz

Załogant: Tata, ale tu jest głęboko

Kapitan: Kuba SKAAAACZ!!

Rozchodzi się odgłos „chlup”

Załogant: Tata tu nie ma gruntu…

Całe szczęście, że Kuba dobrze pływa. Kto by się spodziewał, że 50cm od linii brzegowej jest tak głęboko… Z jednej strony cała sytuacja wywołała salwę śmiechu, z drugiej przypomniała o  nieobliczalności rzeki.

Pułtusk z najdłuższym brukowanym rynkiem w Europie. Warto tu zajrzeć.  Na rynku u miejscowego cholewkarza naprawiamy urwany skórzany pasek sandała. W sumie to nic  specjalnego, poza tym, że cholewkarz w przyszłym roku kończy 90 lat… W pobliskiej Barze przodownika pracy Koglu-Moglu jemy obiad i pijemy w cieniu parasoli zimne piwo…. jesteśmy gotowi do dalszej drogi.

Yacht Klub Polski Warszawa w Jadwisinie. Szybki prysznic, przekąska w barze, piwo… Długo tam nie byliśmy, ale sam klub sprawiał wrażenie bardzo dobrze zorganizowanego i wyposażonego.  Miejscowy bosman, wspominał, że za „młodu” pływał Narwią i Pisą na Mazury. Najniższy stan wody podczas rejsu jaki pamiętał to 45cm na wodowskazie w Ostrołęce i jak to wspominał: „był dramat”… My płynęliśmy przy 28cm… Niech to będzie komentarzem do niskiego poziomu wód w rzekach  w sierpniu 2015 roku.

Do nocowania na Zalewie Zegrzyńskim wybieramy Port w Nieporęcie. W porcie stoją przeważnie jachty armatorskie, mniej jest czarterowych. Zupełnie odwrotnie niż na Mazurach.

Kanał Żerański. Nuda, na dodatek z wody nie widać miasta, oprócz mostów. W Nas jednak tkwi niepokój. Czy damy radę przejść śluzę Żerań przy tak niskim stanie wody w Wiśle? Jeden z bosmanów proponuje nam powrót autobusem do domu.

Po dłuższym oczekiwaniu przed śluzą (opłatę  należy uiścić w biurze śluzowego)w końcu otwierają się górne wrota.  Wpływamy.

„Jedziemy” w dół. Z wody wyłaniają się po kolei szczeble drabiny… i drabina się kończy, następnie wyłania się próg górnych wrót i otwory spustowe… Niżej już chyba nie da  rady… Dało…. radę jeszcze z 50 cm. W końcu otwierają się dolne wrota, ale za nimi ze 40cm wody mniej. Woda  wylewa się ze śluzy jak z wielkiej wanny. Emocje sięgają zenitu. Przycumowani nabiegowo do drabinek obserwujemy czy czasami z wody nie wyłoni się próg dolnych wrót. Ulżyło nam.. droga wolna – możemy płynąć. W progu podbija mi silnik, więc nie jest tu głębiej jak 40cm… może jest 30…35cm.

Wpływamy na Wisłę. Znajomi na Dorze chcą płynąć pod prąd do centrum Warszawy, ja kapituluję… Płynąłem Wisłą kilka lat wcześniej przy niskim stanie wody i widziałem sterczące z wody kamienie. Teraz jest pół metra wody mniej. W końcu podejmujemy wspólną decyzję: płyniemy w dół rzeki.

Po 1km regularne Wiślane bystrze… 150 metrów sześciennych wody na sekundę bulgocze i domaga się „krwi”. Nam się udaje – tylko silnik podskoczył, Dora prześlizguje się po kamieniu.

Stajemy na pierwszym piaszczystym brzegu jeszcze w granicach miasta przed mostem Skłodowskiej-Curie. Na moście korek.

Malowniczy most na Wiśle w Nowym Dworze Mazowieckim.

Kilometr za mostem  wpływamy pod prąd na Narew. Z lewej strony mijamy Twierdzę Modlin, z prawej zabytkowy spichlerz z połowy XIX wieku. Na LB przy moście kolejowo-drogowym odcięta od wody przystań. Płyniemy dalej pod prąd.

Przystań wędkarska w Nowym Dworze Mazowieckim  lepiej zorganizowana niż niejedna przystań żeglarska. Cumujemy przy pomostach WOPRu. Zwiedzamy miasto, przy okazji obiad i zaopatrzenie na dalszą drogę. W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy zabytkowym spichlerzu.

Przed nami byli tutaj miłośnicy piwa... szkoda, że wszystko wypili

Stado katamaranów, o przepraszam, kormoranów odpoczywających na wiślanej łasze. Wisła jest mniej kamienista od Narwi, za to wymaga uwagi przy nawigowaniu. Lornetka w rękach mojej żony to podstawa by wypatrzeć z kilometra  czerwone i zielone chorągiewki oraz bojki. I tak od czasu do czasu przepychamy się przez przemiały. Pomagają oznaczenia tubylców – najczęściej plastikowe baniaki pomalowane farbą. Mijamy prawą burtą Czerwińsk i Wyszogród… Postanawiamy, że następnym razem zatrzymujemy się tam na zwiedzanie.

Płock wita nas takimi widokami. Zatrzymujemy się w przystani żeglarskiej Morka przy molo. Zachwycamy się miastem – jest co zwiedzać. Widać, że Płock „stoi przodem” do Wisły i turystów. To rzadkość wśród polskich miast położonych nad rzekami.

Ostatnie zdjęcia z Zalewu Włocławskiego… Czas wracać do domu. Korzystamy z pustego ogólnie dostępnego portu i slipu w Nowym Duninowie. Po spakowaniu rozjeżdżamy się w przeciwne kierunki: Dora na południe do Jastrzębia Zdroju, my na północ na Krajnę do Sępólna Krajeńskiego.

Poprawiony: wtorek, 15 września 2015 20:47  
Joomla SEO powered by JoomSEF