Pasja 400 Błażeja Część I - czyli retrospektywnie w 2014 rok

wtorek, 14 czerwca 2016 09:06 Błażej
Drukuj

Witajcie!

Postanowiłem w końcu podzielić się relacją z budowy mojego pierwszego jachtu. Ale najpierw jakieś słowo wstępu, w końcu każdy jacht i jego budowa ma jakąś historię. Moja zaczęła się od rejsu dookoła świata... ale po kolei.

Pięć lat temu byłem na zimowym rejsie Zawiszą Czarnym po Bałtyku. Już pierwszego dnia rejsu doszła do mnie plotka, że na pokładzie jest żeglarz, który od kilku lat buduje jacht i wybiera się tym jachtem w rejs dookoła świata. Podobno długość statku mierzy się także czasem, w jaki plotka obiega całą załogę, pod tym względem (chyba z powodu rozmiarów kubryku :) ) Zawisza jest dość małym "jachtem". Podczas jednej ze zmian wacht poznałem owego żeglarza. Okazało się, że ten rejs dookoła świata to prawda, a Janusz (ów żeglarz) jest podobnie jak ja z leszczyńskiego i mogę się z nim zabrać autem do domu po rejsie. Po zakończeniu rejsu, wyjeżdżając z Trójmiasta zaczął opowieść o jachcie, przygotowaniach i planach. Mijając Grudziądz zaproponował, żebym popłynął. Jak wjeżdżaliśmy do Gniezna już wiedziałem, że płynę.

Kilka tygodni później byłem pierwszy raz na SY Stefani, czyli jachcie Janmor 45 który miał rok później rozpocząć rejs dookoła świata. Nie znałem się na szkutnictwie kompletnie, raczej chciałem pomagać w czym mogłem - głównie sprzątałem. Do dziś czuję opary acetonu przy zdejmowaniu resztek jakiegoś kleju w 35 stopniowym upale. Po sezonie spędzonym na pomocy przy wykańczaniu jachtu i przygotowaniu do wodowania w Szczecinie wróciłem na studia, miałem rok na przygotowanie się do rejsu. Życie jak to zwykle bywa napisało scenariusz po swojemu, w rejs nie popłynąłem z powodów rodzinnych – oczekiwaliśmy dziecka :). Ale jak już się człowiek nakręci na coś takiego, jak rejs dookoła świata, to nawet mimo tak radosnych wieści trochę żal. Żeby odchorować ten rejs Kamila (moja narzeczona) wysłała mnie na 3 tygodnie jachtem za północne koło podbiegunowe. Po powrocie ze Spitsbergenu spotkałem się z Januszem wymienić doświadczenia na temat morskiego sprzętu fotograficznego (na Svalbardzie testowałem nowego Nikona, a on szukał czegoś na swoją wyprawę), a przy okazji posłuchałem jeszcze jednej historii na temat budowy jachtów ze sklejki - że łatwo, prosto i przyjemnie. I padło słowo klucz, czyli „Pasja”, a mowa tu o projekcie 800, który leży u niego w szufladzie i czeka na budowę. Szukając w internecie informacji na temat Pasji trafiłem na stronę Janusza Maderskiego, a potem na SzkutnikaAmatora. I to właśnie był ten moment, który na pewno miał każdy z was…

Oblałem ze dwa egzaminy w letniej sesji przez publikujących tu szkutników, wyrozumiała Kamila godzinami wysłuchiwała jakiego to jachtu nie zbuduję, gdzie nim nie popłyniemy. Miałem nowego konika - postanowiłem zbudować jacht. Jak już później zacząłem budowę zaczęły się pytania od znajomych, rodziny, które pewnie znacie:

- A po co Ci w ogóle jacht?

- (ja) Noooo, żeby żeglować?

- A nie lepiej kupić gotowy?

– (ja) A nie lepiej zbudować samemu? .

- Ale przecież nie wiesz jak się buduje jachty.

Jak miałem trzy lata nie umiałem jeździć na rowerze, a jak trzynaście nie wiedziałem co to kac. Przecież się nauczę, poza tym jest SzkutnikAmator J

Rozmowa z Kamilą przebiegła tak:

- Kotku, chcę zbudować jacht.

- (ona) OK.

Wtedy też postanowiłem, że zostanie moją żoną (jokę ;) ).

Z braku możliwości budowy pełnowymiarowego jachtu w Poznaniu, gdzie mieliśmy wynajęte małe m2 bez garażu zacząłem budować model jachtu projektu Milewskiego „Rudy”, taki powrót do modelarstwa, tak na zaspokojenie głodu. Rok później zdecydowaliśmy przeprowadzić się z Poznania w rodzinne strony w okolice Leszna do moich teściów. Długo nie czekałem, tydzień po przeprowadzce dostałem zamówiony projekt jachtu Pasja 400 i zacząłem budowę. Było miejsce w garażu, wsparcie merytoryczne i narzędziowe od Andrzeja – mojego teścia, dekarza. Jemu najbardziej jestem wdzięczny za wsparcie przy budowie.

Dlaczego akurat ten jacht? Pierwotnie miała być Sztrandusia, ale garaż miałem 4,7 m wolnego miejsca, za ciasno. Analizowałem też projekty Werszki i jakieś darmowe projekty z zagranicznych stron, ale ostatecznie padło na Pasję – wsparcie ze strony konstruktora, dwa pełne opisy budowy na szkutniku (w tamtym czasie), a konstrukcja łatwa, prosta i przyjemna. I miało być tanio, ca. 2000 zł ( miało :) ).

Zacząłem od zakupów – sklejka, sucha tarcica, wkręty, śruby i gwoździe z nierdzewki, epidian, pac i tkanina. Potem narzędzia – wszystko było – skakanka, czołg, lisica – takie nazwy robocze wśród dekarzy. Trzeba było się jeszcze nauczyć jak tego używać, dotychczas miałem do czynienia tylko z wiertarką udarową, wcześniej w drewnie nie pracowałem. Ale co tam, nauczę się. Kończę ten wstęp, czas na relację.

Rok 2014

Zaczęliśmy z żoną od ukosowania i klejenia arkuszy sklejki. Tak, budowałem na stole do ping-ponga :).

Trasowanie i wycinanie płyty dna, burt oraz grodzi. Bez szkutnikaamatora nie wpadł bym na pomysł z listewką, nie wiem czy w ogóle wpadł bym na jakikolwiek pomysł jak wyrysować tą krzywą.

Nadzór inwestorski czuwa, wymiary się muszą zgadzać :).

Sklejona skrzynia mieczowa, przykręcona i przyklejona do grodzi, a dalej przyklejona i przykręcona do dna. I tutaj wyszedł brak doświadczenia, albo i małe niedopatrzenie, w każdym razie pierwszy poważniejszy błąd w budowie, ale o tym później, bo w momencie kiedy robiłem to zdjęcie jeszcze o tym nie wiedziałem.

Zamontowałem wręg montażowy i zaczął się najlepszy moment w budowie tego jachtu – szycie drutem miedzianym. W ciągu kilku godzin z kilku kawałków sklejki pojawił się kadłub jachtu. I było tak jak się mówi, łatwo prosto i przyjemnie. Nadzór inwestorski w osobie mojej córki ciągle aktywny :).

Po zalaminowaniu połączeń od zewnątrz epidianem 5+PAC oraz tkaniną szklaną odwróciłem jacht, druty do ścięcia, wypełnienie szpachlówką (dodawałem do mieszkanki epidianu i paca przesianego przez sitko pyłu drzewnego po szlifowaniu czołgiem).

Z jakości powierzchni, jaka powstała na łączeniu burta-dno cieszyłem się jak dziecko – aż żal było laminować :). Ale cóż, bez tego ani rusz na wodę.

Laminowałem nakładając najpierw żywicę na miejsce laminowania, potem przykładałem pasek tkaniny, a następnie z pomocą delikatnego strumienia powietrza o temperaturze ok. 60 stopni C z opalarki „tepowałem” tkaninę. Ciepłe powietrze podgrzewające żywicę sprawiało, że miała ona rzadszą konsystencję i łatwiej przesączała włókna tkaniny. Czy ktoś z was stosował taką metodę, czy to w ogóle poprawne?

Po zakończeniu przesączania zgodnie z sugestią projektanta przykryłem laminat folią, miałem jakąś budowlaną, bardzo sztywna, świetnie się do tego nadawała. Po zdjęciu laminat był gładki i nie wymagał jakiegokolwiek szlifowania nierówności na krzywej burta-dno. Co innego miejsca, gdzie kończył się a dalej surowa sklejka – oj będzie sporo szpachlowania i szlifowania. Nie jestem z tego zadowolony. Czy są jakieś metody jak zrobić ładne odcięcie laminowanego miejsca od surowej sklejki? Jakaś taśma może?

Pisałem wcześniej o bardzo poważnym błędzie popełnionym na samym początku budowy. Otóż, klejąc do kupy skrzynię mieczową nie zauważyłem, że sklejka na prawą ściankę skrzyni delikatnie się wygięła. I tak jak była wygięta skleiłem, skręciłem, a potem zamontowałem do dna. Tą krzywiznę widać trochę na tym zdjęciu, jeszcze przed laminowaniem połączeń. Że też nie przyjrzałem się temu zdjęciu wcześniej…grr.

Niestety, mój teść zauważył to już po wykonaniu wszystkich klejeń. Kolejnym etapem miało być wklejanie pokładówek, a ja miałem krzywą skrzynkę, która ani się nie ustawi w osi symetrii jachtu, a tym bardziej nie podniosę w niej miecza. Miałem mały kryzys, przez dwa tygodnie nie robiłem nic, nie miałem pomysłu jak to naprawić. W końcu stwierdziłem, że spróbuję to dogiąć. A żeby było na czym, to wymyśliłem taką o gródź:

Hurra, po wklejeniu i przykręceniu grodzi do dna i burt udało się wyprostować skrzynkę! Był jednak stres, czy tam coś nie popęka – sama konstrukcja skrzyni, czy łączenie skrzyni z dnem i stępką. Na szczęście (piszę to wiedząc w chwili pisania jak to wygląda po prawie dwóch latach od zabiegu) pękła dosłownie na szerokość nawet nie kartki papieru i długość jednego centymetra (patrząc od góry) łata, która stanowiła przednią ściankę skrzyni mieczowej. W środku laminat nienaruszony, połączenie skrzynia – dno od strony forpiku bez jakichkolwiek zmian, od wewnątrz szpary mieczowej również. Odetchnąłem z ulgą.

Przy okazji wyszedł forpik, z którego zrobię komorę wypornościową. Wyciąłem dwa okrągłe otwory, które będą zamknięte kratkami wentylacyjnymi dla zapewnienia cyrkulacji powietrza. A przez nie bez problemu wejdzie jakieś 30 butelek PET po wodzie mineralnej.

Żeby nie było za łatwo, wymyśliłem sobie jeszcze achterpik, trochę brakowało mi tego w projekcie. A zawsze dobrze mieć jakąś „skrytkę” pod ręką, ponadto będzie miejsce do siedzenia przy pełnych kursach.

Po wklejeniu grodzi achterpiku odwróciłem jacht i wkleiłem stępkę. Później przystąpiłem do wykonania tych wsporników półpokładów i pokładników (poprawne nazwy? ). Poszło łatwo, szybko i przyjemnie, jak to cała budowa :).

I kolejny błąd, który popełniłem na samym początku budowy jachtu – coś poszło nie tak przy trasowaniu grodzi przy skrzyni mieczowej. Oba luki wyszły za wysoko, przez co nie mogłem puścić listwy pokładnikowej tak jak w projekcie przelotem nad otworem luku, dodatkowo musiałem ją przesunąć jakieś trzy centymetry w kierunku burty. Mam nadzieję, że to nie będzie znaczące osłabienie konstrukcji, co o tym sądzicie? Chyba dodatkowo wkleję tam klocek drewna dla wzmocnienia.

Na tym etapie zakończę relację z pierwszego sezonu budowy – 2014. Przed zimowaniem zabezpieczyłem wnętrze jachtu bezbarwnym impregnatem do drewna sadolin, zakładałem że będę jeszcze lakierował wnętrze w tym sezonie, niestety nie zdążyłem, bo od października zaczął się remont mieszkania, do którego mieliśmy się niedługo wprowadzić, a potem zima itd.

W sezonie 2015 zeszlifowałem laminat na połączeniu grodzi i burt, było za dużo pęcherzy powietrza pod nim i bałem się, że może to wpłynąć na wytrzymałość jachtu tego połączenia. Nowy laminat położyłem poprawnie. Jacht przetransportowałem do moich rodziców, 25 km od Leszna i prace nad jachtem ustały – wykańczanie mieszkania pochłaniało sporo kasy i czasu. Ale Sylwester 2015 przyniósł postanowienie ukończenia budowy jachtu w 2016 – wynajmę garaż w Lesznie jak najbliżej domu i dokończę budowę. Tyle z „retrospektywnej” relacji budowy jachtu, od teraz będzie szło live. Termin wodowania - połowa lipca (jak przyjdą żagle).

Pytanko: Mam sporo takiego impregnatu, czy ktoś się orientuje czy zabezpieczenie całych powierzchni sklejki (tak zaleca konstruktor) będzie miało jakiś wpływ na przyczepność lakieru poliuretanowego oraz żywicy epoksydowej do sklejki?

Pozdrawiam wszystkich szkutników i gości, którzy dobrnęli do końca pierwszej części mojej relacji. Wkrótce kolejne artykuły, będę pisał częściej.

Błażej

 

 

 

 

Poprawiony: sobota, 18 czerwca 2016 23:33  
Joomla SEO powered by JoomSEF