SzkutnikAmator.pl

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Home MarUla - sklejkowy klasyk MarUla – tak się będzie nazywać - balast

MarUla – tak się będzie nazywać - balast

Email Drukuj PDF

Patrząc na temat wpisu już wiem, że będzie ciężko. :)  Z rzeczy potrzebnych mam na razie tylko ołów i śruby z nierdzewki 12x80 do mocowania balastu. Zamówiłem gips ogniotrwały i piankę dwuskładnikową Eko Produr PM 4032. Prace rozpocząłem od odwzorowania kształtu balastu bezpośrednio na kadłubie. Miejsca będące w kontakcie z pianką okleiłem grubą taśmą  izolacyjną, a boczne płyty okleiłem grubą folią malarską. Do odwzorowania kształtu użyłem wspomnianej pianki. Po próbach w piwnicy wyszło, że pianka powiększa się ok 40-krotnie przy czym bardzo dobrze odwzorowuje kształt i już po 3 godzinach jest bardzo twarda.  Ponadto dobrze kroi się piłką do drewna i szlifuje papierem.  Pierwsza próba była niestety nieudana. :( Obliczona objętość była dla 20C, a akurat w garażu było ok 15 i pianka nie urosła tyle ile trzeba. Złapałem nerwa, ale potem był ubaw, bo okazało się, że od winylowej taśmy izolacyjnej pianka tak łatwo nie odchodzi i tak naprawdę na pewno nie wyjąłbym wzoru w całości - najlepsza jest jednak folia (po bokach odeszło idealnie) i drugie podejście było właśnie z nią. Było 20C, zmieszałem w wiadrze oba składniki pianki, dla pewności dłużej mieszałem mieszadłem na wiertarce i wylałem. Pianka urosła perfekcyjnie, dokładnie wypełniając miejsce na balast. Na jednym zdjęciu wygląda jak ogromny nos. :)

Mając gotową formę z pianki czas na przygotowanie wanny, w której odleję formę gipsową. Wannę zrobiłem z płyty OSB 22mm. Narożniki wzmocniłem kątownikami , boki wanny wzmocniłem dwoma gwintowanymi prętami, które zostaną w balaście. Pręty mają jeszcze jedno zastosowanie, mianowicie trzymają formę z pianki na swoim miejscu podczas wylewania masy gipsowej. Od góry, dla pewności, docisnąłem formę dwoma "prosiakami" z ołowiu Po wylaniu zakryłem wszystko folią, aby ograniczyć parowanie wody, bo na forum odlewniczym mówili, że gips, gdy jest na zewnątrz powyżej 25C, może popękać. Na szczęście nie popękał. Po zaschnięciu wydłubałem piankę z formy przy użyciu małej szpachli i dłuta. Z racji, że ze względu na pogodę ważniejsze jest teraz laminowanie kadłuba, pozostawiłem na razie formę i wylewanie. Za 3 tygodnie do niej wrócę.

W ramach odpoczynku od dopieszczania kadłuba, w piękną, słoneczną, październikową sobotę, rozpocząłem odlewanie balastu. Dla przypomnienia wymiary balastu to 130 cm długości i 14 cm szerokości zwężającej się do 10 cm, czyli kawał ołowiu, razem ok. 200 kg.

Skoro świt jak, tylko zrobiło się trochę jasno, zacząłem przygotowywać stanowisko. Najpierw "palenisko" na którym będziemy rozgrzewać ołów, potem dobrze wypoziomowane miejsce na formę. Palenisko zrobiłem z dużych, brukowych kamieni. Dla większej stabilności wzmocniłem je prętami zbrojeniowymi wbitymi w ziemie. Po próbie na sucho okazało się, że naczynie napchane ołowiem stoi stabilnie, czyli pierwszy sukces. Potem przyniosłem cały ołów, aby był pod ręką. Następnie ustawiłem odkurzacz z rurą na wylocie blisko paleniska, aby tworzył odpowiedni cug. Do palenia używałem wcześniej przygotowanego suchego drewna i węgla. O godz. 9 dołączył do mnie tata i Marcyś, bo do wylewania ołowiu 3 osoby to minimum. Przestawiliśmy gipsową formę, ustawiliśmy w formie rurki, które będą potem pilotami dla śrub mocujących balast. Jednocześnie rozpalaliśmy ogień. Na pierwszy raz wrzuciliśmy ok 60 kg ołowiu. Z racji, że palenisko jeszcze dobrze się nie rozpaliło, dość długo czekaliśmy , aż ołów zaczął topnieć. Zajęło to dobrą godzinę. :) Gdy już cała zawartość się rozpuściła, tata, który był głównym kierownikiem-odlewnikiem :), fachową ręką przy pomocy drewnianej łyżki zebrał szlakę z wierzchu gotującej się "zupy" i powiedział "lać ! ". Z drżącym sercem podnieśliśmy garnek, przeplatały mi się myśli, czy wszystko wytrzyma, czy gips nie pęlne, czy coś się nie popsuje... Zaczęliśmy wylewać. Robiliśmy to dość wolno, aby ołów równomiernie rozpływał się po formie. Wszystko się gotowało, pryskało, skwierczało. Trochę byłem przerażony, że chwila klęski jest tuz, tuż, ale na szczęście, wylaliśmy wszystko i do pustego naczynia wrzuciliśmy tym razem prawie 90 kg. Po 40 minutach , drugą turę ołowiu wlaliśmy prawie jak fachowcy i kolejny, trzeci garnek to już była rutyna :) . O godz. 14 forma była rozbita, teren oczyszczony i balast zaciągnięty do stoczni.

Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo, to bezapelacyjnie trzeba używać bardzo grubych rękawic i okularów ochronnych, bo ołów niesamowicie pryska, przynajmniej przy pierwszej próbie, gdzie forma była wilgotna. Druga sprawa to opary ołowiu. Odlewanie wg mnie może się odbywać tylko na otwartym powietrzu, przy wietrznej pogodzie. Ustawiając formę trzeba pamiętać, aby ustawić ją równolegle do linii wiatru (akurat w sobotę wiało 2B :) ) i wg mnie to w zupełności wystarczy. Nie czuliśmy w gardłach żadnego metalowego posmaku, który może się pojawić, gdy niewielkie ilości oparów jednak się dostaną do dróg oddechowych.

No i tyle, resztę opowiedzą zdjęcia. :)

Powiększ

Powiększ

Powiększ

Powiększ

Powiększ

Powiększ

Powiększ

Powiększ

Poprawiony: niedziela, 21 października 2012 22:04  

Komentarze  

 
#1 Bogdan Majchrzak 2013-05-22 15:53
Wolnym, przepraszam za śmiałość,Czy to już koniec?
 

Niestety nie masz uprawnień do komentowania artykułów. Komentarze dodawać mogą tylko zarejestrowani użytkownicy portalu.

Zaloguj się!

Newsletter: Co nowego?



Wiadomość HTML?


Info

Witryna SzkutnikAmator.pl została utworzona, jest prowadzona i utrzymywana przez szkutnię adamboats.pl oraz sklep żeglarski SZTORMIAKI.PL

Wszelkie prawa zastrzeżone.