SzkutnikAmator.pl

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Home P47 ket żaglowy konstrukcja Plucińskiego P47 ket żaglowy, budowa cz.6, przedostatnia

P47 ket żaglowy, budowa cz.6, przedostatnia

Email Drukuj PDF

Czas powoli kończyć opowieść. Co prawda żal tak to sobie kończyć kiedy jeszcze mnóstwo zdjęć do pokazania i mnóstwo przemyśleń do podzielenia. Zatem będzie to część szósta, przedostatnia.
Ostatnia będzie na wiosnę zaraz po opływaniu łódki, która teraz podwieszona pod sufitem garażu złożyła maszt do zimowego snu. Jest noc, ciepły krąg światła od lampy na biurku, w słuchawkach muzyka Michała Lorenca nastraja mnie melancholijno patetycznie.
Tymczasem nic z patosu w puszce słynnego Benara w kąpieli wodnej podgrzewanego na kuchence gazowej po to by gorącym olejem zagruntować sklejkowy kadłub.

Przy gruntowaniu muszę uważać by się nie poparzyć. Rondelek trzymam przez grubą rękawicę a i tak potrzebuję jeszcze ścierki by w ogóle móc chwycić uchwyt rondla.

Po dwu warstwach oleju czas na farbę. Białą, ftalową.

Czekając na wyschnięcie farby biorę na warsztat płetwę steru i miecz. Mają być sklejone z dwu warstw sklejki ośmiomilimetrowej. By dobrze nurkowały należy obciążyć je ołowiem. Z tym akurat nie ma problemu. Wyciągam spod stołu kłąb kabla ekranowanego ołowianą koszulką. To konstrukcja z lat pięćdziesiątych, która przez dziesiątki lat pełniła tajną służbę w ramach sojuszu Układu Warszawskiego łącząc punkt oporu Wojsk Ochrony Pogranicza z wysuniętym punktem obserwacyjnym tegoż oporu. Po zmianie sojuszów kabel przeszedł w moje posiadanie i dotychczas zalegał pod stołem. Teraz zamieni się w obciążenie płetwy sterowej, i miecza, sklejkowej żaglówki.
Kurcze blade, próba wsadzenia kabla do garnka i podgrzanie go na gazie skończyło się zadymieniem kuchni i smrodem palonego bitumu, który to smród przez blisko trzy godziny wydawał się nie do usunięcia. Żadne tam otwieranie okien na przestrzał, żadne tam wentylaroty i machanie ścierkami. Okazuje się, że bitumu NIE należy podgrzewać a ołowiany pancerz trzeba rozbroić z kabla na zimno. Inaczej atmosfera w domu robi się gorąca. Od tego gazu na kuchence...

Wiertłem kubełkowym w każdym z płatów przyszłej płetwy sterowej, i miecza, wiercę gniazda na ołów. Nie przewiercam sklejki na wylot, staram się pozostawić trzy milimetrowe denko. Wbrew pozorom nie jest to trudne, wystarczy tylko liczyć kolejno odsłaniane warstwu sklejki i kleju. Oczywiście warto najpierw metodę wybróbować na jakimś niepotrzebnym kawałku sklejki.   
Potem już idzie, ołów w garnku na gazie topi się jak wosk. Wszystko jest gorące, dymi i pryska, ale przy zachowaniu elementarnych środków ostrożności, grubych rękawic, okularów ochronnych i roboczej kurtki udaje się wlać roztopiony metal w przeznaczone dla niego miejsce.

Teraz wystarczy płaty sklejki posmarować klejem, złożyć ołowiem do siebie, ścisnąć ściskami i juz na drugi dzień mamy półprodukt płetwy sterowej, i miecza.
Kleję epidianem.

Ster ściskam ile wlezie a kiedy wyschnie przy pomocy tarnika, kiedyś mówiło się, raszpli ale dzisiaj to chyba niepolitycznie, zaokrąglam krawędzie. Z jednej strony, bo z drugiej należy je zaostrzyć. Zaostrzyć krawędź spływu a zaokraglić natarcia. Z grubsza, latać toto nie będzie.

Tymczasem kadłub podlega intesywnym procesom, na przemian, malowania i schnięcia. Pokład po zagruntowaniu na gorąco olejem rzepakowym, bo Benar był się skończył a pokost lniany w dzisiejszym bezpokostowym świecie osiąga ceny astronomiczne zupełnie nie z tej Ziemi, jest malowany kolejnymi warstwami lakieru bezbarwnego ftalowego typu Domalux. Z każdą warstwą błyszczy coraz bardziej. Odbojnicę ciągnę na czerwono a napis na dzobie, przy pomocy foliowego szablonu, na niebiesko. Znaczek uskrzydlonego P biorę oczywiście z dokumentacji, trochę wygładzam w Corelu i tnę na ploterze. Kreska z gwiazdką jest moją luźną kompozycją, a co? Gwiazdki są fajne. Pod warunkiem oczywiście, że białe, albo niebieskie.

Na czerwono, w pół burty, w miejscu zalecanym przez projektanta, skrobię też nazwę łódki. Bo w końcu łódka zyskała swoją nazwę. Nazwa łódki jest rzeczą niezwykle istotną bowiem tak jak to sobie wymyślimy bedziemy mówić przez kolejne dziesięciolecia. Nawet wtedy kiedy łódź zamieni się w kupę drzazg opartych o ścianę szopy to póki będzie na nich napis, puty będziemy używać tej wymyślonej właśnie nazwy. Pytam zatem, wieczorową porą, małżonki jak mam nazwać łódkę bo właśnie etap budowania dotarł do nazwy.
- A nazwij... jak chcesz.
- Jak chcesz, to dwa wyrazy i jest za długie.
Zieeew, to nazwij ją Skowronek...
- Dlaczego napisałeś na burcie, Skowronek?
- Chryste, znaczy, cierpliwości...

W czasie kiedy to wszystko schnie sklejam jarzmo steru.

Jak widać sklejka się nieco przypaliła od gorącego ołowiu. Objawia się to tylko lekkim zaczernieniem, które potem bezpowrotnie ginie pod kolejnymi warstwami farby. Potem przychodzi pora na rumpel sklejony z wielu warstw sklejki ściśniętych tak by pusciły soki.

W czasie przerwy technologicznej jadę do tartaku w celach poszukiwawczych tarcicy świerkowej z przeznaczeniem na maszt. Musi byc tego pięć i pół metra w jednym kawałku, siedem na siedem centymetrów, bo największa średnica jest co prawda sześć, ale trzeba to przeciąć by wyfrezować likszparę. Rzaz będzie ze cztery milimetry i potem jeszcze trzeba to obrobić na okrągło. Próbuję w jednym i w drugim składzie drewna ale gładko ogoleni młodzieńcy zza ekranu komputera nie są w stanie mi pomóc. W zasadzie nawet nie udają, że są.  
W głębi lasu i na końcu wyboistej polnej drogi znajduję niski murowany hangar z trakiem w środku. Dwu niegolonych i w przybrudzonych gimnastiorkach wskazują drzwi do kanciapy z szefem.
Który? Stoimy na kupie bezładnie zwalonych pni świerkowych. Ten, pokazuję palcem. Przyjedź pan jutro, będzie wyrzezany.
Przyjechałem, był.

To ta belka pod spodem. Na wierzchu jarzmo steru, rumpel i lakier poliuretanowy, którym zostały pomalowane.
Belkę jedziemy, z dzieckiem, na krajzedze. Na pół.
Potem frezarka i frez i łomot maszynerii w niskim pomieszczeniu. Dziecko
zadbało o behap, ma słuchawki, okulary i nie zwraca uwagi na wióry. Kot od łomotu daje nogę a ja po małej półgodzince mam wyfrezowane połówki masztu i bomu. Szkutnictwo, podobnie jak żeglarstwo, dobrze wpływa na więź międzypokoleniową.

Teraz tylko skleić to co śmy przecieli...

Powoli budowa dobiega końca. Pozostaje jeszcze wózek slipowy. To przy tej wielkości łódce rzecz bardzo przydatna. Nie chodzi o przyczepkę samochodową, na której można by żaglówke zaweźć nad jezioro, tylko o wózek, z którego można ją zwodować, na który można ją wyciągnąc po pływaniu i bez trudu przewieźć po placu w jakieś spokojne miejsce. Wzór biorę z typowego wózka do Optymista. Dwa stalowe kształtowniki zespawane w literę T. Krótsza poprzeczka uzbrojona w koła, dłuższa w raczkę.

Części znajduję na złomie. Koła od starego wózka w szopie. Piasty wyżynam z nadprogramowej długości karniszy montowanych w domu wiosną. Szpilka fi 10 wypośrodkowana w rurce przy pomocy taśmy izolacyjnej owiniętej na pręcie, zalana żywicą, zabezpieczona podkładkami i nakrętką.

Kąt uchwytu zdjęty z pochylenia stewy i zespawany na koziołkach.

Teraz wystarczy pomalować,

i ustawić letniego popołudnia gotowy kadłub na wózku,

po to by by do masztu przymierzyć żagiel a kadłub okuć w szekle, knagi i inne tego rodzaju drobiazgi.

Tak to wygląda. Kształt staroświecki, dzisiaj już nie spotykany.
Aż kot się obejrzał.

Teraz aby tylko do wiosny...

dotychczasową historię budowy Skowronka w skondensowanej formie można obejrzeć na youtube KLIKNIJ

 

Pozdrowienia jesienne

Dodo budowniczy

 

Poprawiony: piątek, 23 października 2015 22:38  

Komentarze  

 
#1 Piotr Biały 2016-02-07 19:06
Dopiero dziś odkryłem tą relację. Gratuluję - ślicznie wyszło. Fajnie, że konstrukcje Plucińskiego wciąż żyją.

Czy lokalizacja tartaku na końcu drogi w lesie to tajemnica? Będę wdzięczny za uchylenie jej rąbka.
Duży skład ze szwedzkim świerkiem znajduje się przy trasie Puck-Reda, jadąc od Pucka po prawej stronie.
 
 
#2 Dodo 2016-02-08 17:21
Żadna tajemnica, opisany tartak znajduje się w Piaśnicy, prawie dokładnie na skrzyżowaniu drogi z Pucka do Kniewa (strusie!) z szosą łączącą Wejherowo z Krokową.
Widać z jednej i drugiej drogi napis - tartak.
Pozdrowienia - Dodo
www.jarekczyszek.pl
 

Niestety nie masz uprawnień do komentowania artykułów. Komentarze dodawać mogą tylko zarejestrowani użytkownicy portalu.

Zaloguj się!

Newsletter: Co nowego?



Wiadomość HTML?


Info

Witryna SzkutnikAmator.pl została utworzona, jest prowadzona i utrzymywana przez szkutnię adamboats.pl oraz sklep żeglarski SZTORMIAKI.PL

Wszelkie prawa zastrzeżone.